Indonesia-Globetrotter

środa, 23 kwietnia 2014

Singapur - "Azjatycki New York". Połączenie egzotyki z nowoczesnością



***

           Po powrocie do Surabaji z ostatniej wyprawy po Jawie Środkowej, jeszcze tego samego dnia "musiałem" lecieć do Singapuru w celu pozyskania nowej wizy. Powinno być to miejsce poza granicami Indonezji. Stwierdziłem jednak, że to dobra okazja, aby zwiedzić ten nowoczesny kraj. 

          Samolot zaplanowany był na godzinę 20:30. Na lotnisko odwiózł mnie Terry. Zostałem poinformowany przez personel, że wejście na pokład odbędzie się z 9 a nie z 7 bramki, jak wskazywała informacja na bilecie. Tak więc usiadłem sobie przy tejże bramce i w oczekiwaniu na samolot rozmawiałem przez skype. Wejście na pokład opóźniało się, ale to normalne zjawisko w Indonezji, więc spokojnie obserwowałem ludzi, którzy również czekali przy bramce numer 9. Nagle zadzwonił do mnie Terry z informacją, że dwukrotnie wywoływano moje imię. Po odłożeniu słuchawki sam usłyszałem wzywanie "na dywanik". Okazało się, że wejście na pokład odbyło się jednak z bramki nr 8 a nie 7, czy 9... Wbiegłem do samolotu jako ostatni i zaraz za mną zamknięto drzwi... Dobrze, że Terry był na posterunku ;)


Waluta Singapuru - Dolar singapurski, którego kurs (przynajmniej na tamten czas) jest nieco niższy od tego amerykańskiego. Banknoty wyprodukowane są z plastiku, także bezpiecznie można sie z nimi kąpać ^^


          Do Singapuru doleciałem 10 minut po północy czasu lokalnego (1 godzina różnicy z Jawą). Samolot powrotny zabukowany na 11:15 tego samego dnia. Tak więc, odliczając czas na odprawę samolotową, do dyspozycji miałem nieco ponad 9 godzin. Metro już nie kursowało, ale znalazłem dobrą alternatywę dla drogich taksówek - bus zawożący pasażerów z lotniska do hotelu, który to znajdował się nieopodal mojego miejsca docelowego.  Z tym, że ja po dotarciu do hotelu, ulotniłem się i wyruszyłem na samotną, nocną wyprawę po "Gardens by the Bay", czyli Ogrodami nad zatoką...




Słynny hotel Marina Bay

          Hotel Marina Bay - w momencie wybudowania (2010 rok), był najdroższym budynkiem na świecie. Łódź na dachu symbolizuje tsunami z 2004 roku, kiedy to zabójcze fale niszczyły i przestawiały wszystko co pojawiło się na ich drodze, m.in. "przenosząc" statki i łodzie  na dachy budynków.
        Na dachu hotelu  znajduje się pokaźny basen i rosną drzewa - nie byłem, słyszałem, czytałem ^^



O tej porze nawet nie było kogo poprosić o zrobienie zdjęcia, więc efekt nie zawsze był udany...


Odpowiednik londyńskiego - "Singaporean  Eye"






            O tej porze  w środku nocy, w parku nie było praktycznie nikogo.  Przechadzając się tak sam wśród tych magicznie świecących drzew, poczułem się jak główny bohater filmu Avatar, z tym że moja skóra wciąż była biała a ja nie posiadałem żadnych specjalnych umiejętności.









          W parku czas musiałem sobie zagodpodarować do godziny 6:00 rano, bo dopiero wtedy metro zaczynało funkcjonować i mogłem ruszyć dalej. Oczywiście park zapewnia więcej atrakcji niż tylko hotel i świecące drzewa, ale mój aparat nie robi dobrych zdjęć w nocy ;)
        W każdym bądź razie po jakimś czasie zrobiłem się śpiący i "niechcący" przysnąłem na jednej z kamiennych ławek... Obudziłem się po ok. półtorej godziny, cały i zdrów, z portfelem, telefonem i nerkami na swoim miejscu.

Robiło się coraz jaśniej...





... i jaśniej...


... aż w końcu światełka zgasły...


... i ruszyłem w stronę metra..
A poniżej Hotel Marina Bay od środka...




Następnym punktem mojej wycieczki było singapurskie China Town


Dotarłem tam około 7:30 rano, więc wciąż pozostawało mi 3 godziny do rozpoczęcia odprawy lotniskowej..


Po drodze mijałem świątynie hinduistyczne..


... i chińskie


"Szesnaściopak"? ^^

W Indonezji znalezienie wieprzowiny nie należy do rzeczy najłatwiejszych, więc korzystając z okazji, pierwszy raz od dwóch miesięcy zajadałem się świnką.


           Singapur jest drugim po Japonii najbardziej  rozwiniętym państwem Azji. Jest też czwartym finansowym centrum świata, po Londynie, Nowym Jorku i Tokio. Port w Singapurze przeładowuje drugą co do wielkości ilość kontenerów na świecie, po Szanghaju. Państwo to jest zaliczane do grona "azjatyckich tygrysów" i jest trzecim najbogatszym pod względem PKB per capita państwem świata.
          Jednak pomimo całej swojej nowoczesności Singapur jest wciąż państwem egzotycznym, zrzeszających nie tylko ludzi z każdego zakątka Azji, ale też z całego świata. To tu możemy odnaleźć magiczną mieszankę nowoczesności z egzotyką - w Singapurze - "azjatykim Nowym Jorku".



***

          Po powrocie z Singapuru spędziłem w Surabaji jeszcze tylko 3 dni i zakończyłem kolejny etap swojej indonezyjskiej przygody. W poniedziałek, 14 kwietnia pojechałem do Yogjakarty, gdzie rozpoczynam nową pracę jako nauczyciel j. angielskiego. Ale... jako że nowa szkoła posiada filie w 3 różnych miastach, na początek zostanę "wysłany" do Padang na Sumatrze - drugiej co do wielkości wyspie Indonezji.  Już nie mogę się doczekać! :)

            W międzyczasie w Yogjakarcie udało mi się spotkać z Anią i Rafałem, którzy przemierzają Azję "na własną rękę" ... Co ciekawe, z Rafałem przez półtorej roku pracowaliśmy w jednej firmie w Sopocie... Świat jest mały :))

Opis ich podróży  oraz praktyczne wskazówki możecie znaleźć na ich blogu pod 
adresem:  http://zlaptrop.com
Pozdrawiamy! :)

***


sobota, 19 kwietnia 2014

Madiun i okolice - Centralna Jawa



****

Ten wpis zacznę od kilku faktów związanych z religią muzułmańską, których dowiedziałem się niedawno:
- każdy, kto  wypije alkohol, chociażby łyk piwa, nie może modlić sią przez kolejnych 40 dni,
- z drugiej strony 3 kolejne piątki bez modlitwy oznaczają dla muzułmanina "wyrzucenie" z Islamu.
Co za tym idzie - wypijesz łyk piwa i "po Tobie". To zasada obowiązująca według Koranu, ale oczywiście nie każdy odbiera to na serio.
- każda kobieta z krajów arabskich może poślubić tylko... Araba. Nie ważne czy religia jest ta sama czy nie. Tak więc nie ma możliwości, że Arabka poślubi Indonezyjczyka, de facto, również muzułmanina.

***

          W Surabaji, w której przebywam już prawie miesiąc, często spędzam czas nad stawem na terenie Uniwersytetu. Bardzo przyjemne miejsce, można pokarmić rybki, łabędzie i takie tam... Ostatnio jednak dowiedziałem się od pracownika, że od 3 lat w tymże bajorku pomieszkuje jaszczur.. co prawda nie wielki  (ok. 80cm), ale to ciągle jaszczur! Na uspokojenie pracownik dodał, że gad jest bardzo nieśmiały...
-Aha!

Terry nad brzegiem tego właśnie stawu...

Jeden z meczetów Surabaji:



Codzienny widok na ulicach dużych miast. Dzieciaki chodzą z gazetami pomiedzy samochodami na skrzyżowaniu i sprzedają gazety.

Lokalny trunek..
Mleko sojowe zmiksowane z czekoladą i miąższem z liści jakiegoś orzechowca ( to ciemniejsze ).



***

Terry - mój najlepszy ziomek w Indonezji, zaprosił mnie w odwiedziny do swojego rodzinnego miasta, w środkowej części Jawy - Madiun. Tak więc pokrótce opiszę to miejsce...



Po drodze do Madiun mijaliśmy wesołą grupkę dzieciaków maszerujących ulicą i grających na na różnych instrumentach



Na miejsce dotarliśmy po 5 godzinach jazdy pociągiem z Surabaji. Madiun jest stosunkowo niewielkim miastem położonym na granicy Jawy Wschodniej z Centralną.
Następnego dnia wyruszyliśmy na zwiedzanie :)



Powyżej Terry, a poniżej jego mama ^^


Jezioro (nie pamiętam nazwy) położone na wysokości 1600 m n.p.m., tak więc było tu już trochę chłodniej i przyjemniej.


Jest to miejsce typowo turystyczne dla Indonezyjczyków (nie dla obcokrajowców), między innymi właśnie ze względu na chłodniejszy klimat. Roiło się tu od miejscowych sprzedawców oferujących różnego rodzaju usługi oraz produkty...

Pan oferujący przejażdzkę na swoim koniu ^^

Pani z koszykiem pełnym czegoś tam

... a tu Pani aż uginająca się pod ciężarem czegoś tam




Im wyżej pod górę wjeżdżaliśmy, tym bardziej było  mgliście

Niesamowite widoki Centralnej Jawy - tarasy ryżowe w połączeniu z wszech-otaczającą je dziką przyrodą...









Poniżej już pomniki upamiętniające wydarzenia z 1948 roku, kiedy to komuniści dokonywali rzezi na miejscowej ludności, która nie chciała wstąpić w ich szeregi. Siedzibą główną komunistów na Jawie był właśnie Madiun.



A tu pozostałości po wybuchu wulkanu Kelud z lutego bieżącego roku. Mimo, że wulkan znajduje się ok. 200km od Madiun, to pyły i popiół dotarły aż tu.


***

Podczas mojego pobytu w Madiun - 9 kwietnia odbyły się wybory samorządowe w Indonezji. 

Każdy kto oddał swój głos, oznaczany był... fioletową farbą, poprzez namoczenie koniuszka palca..


A poniżej... Indonezyjska Familiada! Terry mówi, że pamięta ją od dziecka (hmm.. skąd ja to znam). Wszystko się zgadza - formuła rywalizacji ta sama co Polsce, jedna rodzina kwalifikuje się do finału i odpowiada na 5 pytań. Wyjątkiem jest prowadzący, który w ichniejszej familiadzie naprawdę jest zabawny...
... a u nas wiecznie żywy Karol, z którego żenujących żartów śmieje się tylko on sam i opłacona publika, i to też nie zawsze w czas ^^

Nie to, że mają prowadzącego komika, to jeszcze Indonezyjski Jaś Fasola przyszedł w gości...
... ruchy, mimika twarzy i głos taki sam jak u oryginału, tylko trochę bardziej opalony :)



           Z Madiun do Surabaji wróciliśmy w środę. Tego samego dnia leciałem do Singapuru, o którym napiszę już w kolejnym poście...

***