***
"Nocna przeprawa przez dżunglę
&
najpiękniejsza wyspa na świecie"
Kontynuuacja wpisu:
http://indonesia-globetrotter.blogspot.co.id/2016/02/ruszamy-w-swiat-czyli-polski-trip_13.html
Zaraz po przyjeździe do małej wioski Marente w zachodniej części wyspy Sumbawa, ubieramy się "mniej więcej" trekkingowo i udajemy się na poszukiwanie ukrytych głęboko w dżungli wodospadów..
http://indonesia-globetrotter.blogspot.co.id/2016/02/ruszamy-w-swiat-czyli-polski-trip_13.html
Zaraz po przyjeździe do małej wioski Marente w zachodniej części wyspy Sumbawa, ubieramy się "mniej więcej" trekkingowo i udajemy się na poszukiwanie ukrytych głęboko w dżungli wodospadów..
Na początek przeprawa przez rzekę, która na tamten czas wydawała nam się sporym wyzwaniem. Jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas dalej czeka
Jak tylko przekroczyliśmy rzekę, rozpadało się. Wstąpiło w nas zwątpienie, ale po krótkim namyśle zdecydowaliśmy - idziemy.
Padało i było ślisko.
Podążaliśmy za Johnym i jego ziomkiem oraz dwójką lokalnych mieszkańców z maczetami.
Najbardziej było nam szkoda Łukasza, który wybrał się na przeprawę przez dżunglę w japonkach..
Po ponad godzinie wędrówki dotarliśmy do pierwszego wodospadu o nazwie Seketok,
który rozdzielał się na dwie odnogi
Woda trochę zimna, ale żal z takiej okazji nie skorzystać!
Naturalny masaż ^^
W tym czasie roszpadało sie jeszcze bardziej a przed nami ciągle drugi wodospad. Jeden z najwyższych w Indonezji, wiec nie mogliśmy tak po prostu zrezygnować.
Panowie z maczetami zaproponowali nam, żeby pójść skrótem. Jak sie okazało, nikt jeszcze tamtędy nie szedł.
I tym o to sposobem przecieraliśmy nowy szlak. Przedzieraliśmy się przez najdzikszą dżunglę, podążając za lokalsami, którzy maczetami przecinali przeszkody.
Padało coraz mocniej a zmrok zbliżał się nieuchronnie
Nasi przewodnicy zapewniali nam nie lada atrakcje.
Kilka lekcji jak przetrwać w dżunglii ^^
Po ponad godzinie dotarliśmy do kolejnego wodospadu - Agal, który jest jednym z najwyższych wodospadów w Indonezji.
Wysoki na prawie 150 metrów wodospad spływa 5 kaskadami.
Na zdjęciu poniżej widać trzy załamania
Przejście do tego miejsca nie należało do najłatwiejszych. Skały były śliskie a woda dodatkowo je podmywała .
Jest to, obok Tiu Kalep na Lomboku, który opisze w następnym poście, jeden z dwóch najpiekniejszych wodospadów jakie widziałem.
Niesamowita siła opadającej wody sprawia, że człowiek uzmysławia sobie, jaki jest malutki w tym wielkim świecie.
Nie mieliśmy jednak zbyt dużo czasu, żeby nacieszyć się widokiem. Zmrok zapadał a my ciągle kawał drogi powrotnej do przebycia.
Póki jeszcze widzieliśmy co nie co, staraliśmy się iść szybkim tempem. Po ok. 30 minutach "światła" dnia całkowicie zgasły. Osób 10, latarek 3 i padający deszcz, który nie pozwalał na wyjęcie chociażby telefonu z latarką. Szliśmy grupkami w niewielkich odległościach. Jedna lampka na troje ludzi. Osoba z latarką albo informowała o przeszkodach albo po prostu przechodziła pierwsza, po czym podświetlała drogę dwóm pozostałym. A przeszkód było wiele. W sumie cała droga to była jedna wielka przeszkoda: przeprawa przez błoto, śliskie, często ostre skałki i kamienie czy przejścia nad urwiskami. Co jakiś czas ktoś zaliczał upadek (przważnie Łukasz mały). Często musieliśmy przytrzymywać się drzew. A co żyje na drzewach w dżunglii i wyłania się w nocy? Staraliśmy się o tym nie myśleć. Szliśmy przed siebie, rozmawiając, co by odstraszyć potencjalne zwierzęta tudzież węże, zapewne czyhające gdzieś nieopodal.
Zmęczeni, przemoknięci zaczęliśmy tracić nadzieję, że wyjdziemy z tego ciemnego lasu. Z upływem czasu zaczęliśmy słyszeć rzekę, którą przekraczaliśmy na początku. Wtedy wydawała się ona nie lada przeszkodą. Teraz z utęsknieniem wypatrywaliśmy jej, bo zaraz za nią znajdował się upragniony suchy kąt i ciepła herbatka.
Jednak szum rzeki był zwodny. Niczym oaza na pustyni. Ciągle ją słyszeliśmy, raz głośniej, raz ciszej a mimo to ciągle szliśmy. I szliśmy.
Gdy w końcu dotarliśmy do rzeki, niemal wskoczyliśmy do niej z radości!
Dotarł biedny ok 20 minut po nas, w japonkach pożyczonych od jednego z przewodników, bo te jego nie wytrzymały trudów przeprawy.
Po kolacji, szybkim prysznicu i gorącej herbatce (która była wybawieniem), po prostu padłem. Warunki, w których spaliśmy były kwestią drugorzędną.
Nie pamiętam, bym kiedykolwiek tak szybko zasnął.
Rano jeszcze "dosuszaliśmy" wszystko co przemokło dnia wczorajszego
Pamiątkowe zdjęcie i ruszyliśmy dalej w drogę.. na Wyspę Kenawa.
***
Kenawa jest niewielką wyspą, znajdującą się na zachodnim wybrzeżu Sumbawy. Widać z niej już wyspę Lombok i wybijający się ponad nią wulkan Rinjani.
Tego dnia żegnamy Johnego, któremu zawdzięczamy tak wiele.
To on pokazał nam te wszystkie, niedostępne dla zwykłego turysty miejsca na Sumbawie.
I to przez niego poświęcam na opisywanie Sumbawy trzy wpisy, a nie jeden, jak początkowo planowałem ;)
Sampai Jumpa lagi Johny!
W porcie, z którego wypływamy, znajduje się wydzielony z morza mały akwen wodny. W sąsiedztwie domków, które zamieszkują ludzie, rzecz jasna. Tylko co Ci ludzie z nim zrobili?
Przecież oni sami tu mieszkają.. Chyba nigdy tego nie zrozumiem.
Płyniemy na Kenawę!
Po poprzednim dniu, wszystko wydawało nam się takie łatwe i cieszyliśmy się z najmniejszych rzeczy
No, ale Sylwię to już troche poniosło ^^
Dotarliśmy na wyspę, która wyglądała jak małe Malediwy.
Może trochę przesadziłem?
Sami zobaczcie
Po zeszłodniowej przeprawie przez dżunglę, chill na Kenawie okazał się strzałem w dziesiątkę
Niczym raj na ziemi. Czyż nie?
Dodatkowo wypożyczyliśmy sprzęt do snurkowania.
Rafa koralowa równie piękna jak sama wyspa.
Na wyspie znajduje się charakterystyczne wzgórze
Z którego rozpościera sie równie piękny widok
Zostaliśmy tam aż do zachodu (kolejny! ^^) słońca
Po lewej stronie wyspa Lombok i trzeci najwyższy wulkan Indonezji - Rinjani.
Mieliśmy szczęście, że nie padało. Wręcz przeciwnie - niebo wyglądało tak..
Tego wieczora przed snem oprócz rozgwieżdzonego nieba, mogliśmy podziwiać również świecące meduzy, których nie udało nam się sfotografować.
Podczas tej podróży doświadczyłem wiele "naj-" i wiele rzeczy widziałem po raz pierwszy. Ale to jeszcze nie koniec. Przed nami Sylwester i Nowy Rok na Lombok.
Ostatni wpis wyprawy wkrótce.
***