Indonesia-Globetrotter

piątek, 21 marca 2014

Arrivederci Jakarta


***

          Czas nadrobić zaległości w pisaniu bloga. Przerwa spowodowana była sporymi zmianami, które w ostatnim czasie przechodziłem, przede wszystkim zmiana pracy i miejsca zamieszkania. Po miesiącu życia w Dżakarcie stwierdziłem, że to miasto nie jest dla mnie - zbyt wielkie, masakrycznie zanieczyszczone i wiecznie zakorkowane. Ale o przeprowadzce i okresie na walizkach opowiem w nastepnym poście . Ten wpis poświęcam ostatnim dwóm tygodniom spędzonym w stolicy Indonezji.

***

         Jeden z moich miejscowych ziomków-  mieszkający w Dżakarcie, ale pochodzący z wyspy Sulawesi na północy kraju, zadzwonił do mnie nagle pewnego dnia z informacją, że musi opuścić Dżakartę na kilka miesięcy i wrócić w swoje rodzinne strony - Dlaczego? Mafia kokosowa grasuje w jego wiosce i do tej pory ukradli mu kilkaset kilogramów kokosów... 
P.S. Obecnie sprawa jest zgłoszona na policji, a mafia kokosowa nieuchwytna.

Poniżej jedna z kilkunastu odmian bananów występujących w Indonezji

To chyba drzewko bonsai, ale nie dam sobie ręki uciąć

***

W trzeci weekend mojego pobytu w stolicy odwiedził mnie kumpel z Surabaji - Adit. Prawie 9 miesięcy minęło od mojego powrotu z Indoneji do Polski i tyle czasu też się nie widzieliśmy.



Jeden z lokalnych smakołyków - sate, czyli grilowana wołowina polewana słodko-ostrym sosem orzechowym.


Indonezyjczycy zawsze mają w zwyczaju wręczać sobie tzw. oleh-oleh, czyli suweniry. Te poniżej dostałem od Adita. W środku słoik z sambel, czyli mieszanka  ostrych przypraw, która dodawana jest niemal do wszystkiego. A po bokach - krupuki - indonezyjskie chrupki ^^

***

         Następnego dnia zapoznałem Adita z Sylwią i razem ruszyliśmy na zwiedzanie starego miasta w Dżakarcie...


Telefony za darmo! Wystarczy tylko zapłacic 5000Rp. i podjąć trzy próby postawienia butelki do pionu za pomocą patyczka i zawieszonej na nim linki...
Ja za te 5000Rp. dostałem chyba z dwadzieścia prób, bo oczywiście taki biały Mister robiący coś dziwnego w środku miasta musi napędzać klienterię.. Mimo wszystko zadanie mnie przerosło, zresztą nie tylko mnie ;)

Krojenie lodów domowej produkcji...
...Ja się nie odważyłem ;)


A tu mały wywiadzik ze studentami, na których pytania czytane z kartki nie potrafiłem odpowiedzieć, dopóki sam ich nie przeczytałem ..

No i oczywiście "foto, foto Mister", które to słowa powtarzane słyszeliśmy co chwilę. Nawet do Sylwii zwracano sie per Mister..


Zakup obuwia ;)

Piknik


A tu już koncert "Java Jazz Festival" na który to dostaliśmy darmowe bilety. Poniżej największe gwiazdy wieczoru:


Durian - owoc, którego trzeba spróbować przynajmniej raz. Bardzo charakterystyczny owoc pokryty kolcami o nieprzyjemnym zapachu a jednocześnie baaardzo drogi. Indonezyjczycy go ubóstwiają, obcokrajowcy - niekoniecznie.

Kadra Interu Mediolan na zgrupowaniu w Dżakarcie... ;)
... oczywiście nic im nie wspominałem, że wolę AC Milan.

Takie tradycyjne bryczki śmigają po ulicach Dżakarty

Broń batmana i inne niebezpieczne przyrządy można zakupić na ulicznym straganie

"Wielofunkcyjny sprzęt przewozowy"

      Chciałem wykorzystać fakt pobytu w Dżakarcie i odwiedzić kościół chrześcijański, których nie można było znaleźć  w miejscu, w którym spędziłem swój poprzedni czas w Indonezji. Tam niemal 100% populacji to muzułmanie.
       Niestety zaspałem na mszę angielską w kościele katolickim, tak więc po południu wraz ze swoim współlokatorem pojechaliśmy na mszę w języku indonezyjsku w kościele protestanckim, która jak się później okazało trwała... 2,5 godziny... Gdyby nie to, że śpiewano  dużo pozytywnie brzmiących piosenek, przy których ludzie klaskali i bujali się w jej rytm, to zapewne bym zasnął.

Nie wiem jak w Europie wyglądają msze protestanckie, ale tu klimacik był bardzo pozytywny...
 ... a poprawiał go też zgromadzonym pastor, ktory w swoim kazaniu co rusz rzucał żarcikami, sam zginając się przy tym ze śmiechu. Ja niestety dowcipów tych nie rozumiałem...

Poniżej moi współlokatorzy i ostatnia "impreza" przy małym piwie 4,9% alk (zawsze coś)


***

        Kolejnego dnia wybrałem się do polskiej ambasady, w celu dopytania o kilka spraw związanych z moją wizą. Przedstawiciel - Pan Maciej Duszyński okazał się bardzo przyjaznym gościem i na koniec poinformował mnie o debacie na temat sytuacji na Ukrainie, która odbywała się tego samego dnia. Tak więc zebrałem manatki i bezpośrednio udałem się do wskazanego przezeń miejsca.

Budynki robią wrażenie... 
I niech mnie jeszcze raz ktoś w Polsce zapyta czy ja tam w Indonezji to mieszkam w szałasie .. :P
W żadnej europejskiej stolicy nie ma tylu wysokich i nowoczesnych biurowców, co w Dżakarcie.


W debacie wypowiadali się przedstawiciele ambasad: ukraińskiej, polskiej, amerykańskiej, wysłannik UE i przedstawiciel indonezyjski.


Wszystko było w porządku do momentu, kiedy to już wszyscy wstali zbierając się do wyjścia, a tu nagle z tłumu wyłonił się niezadowolony z powodu braku otrzymania zaproszenia - Ambasador Rosji...



***

Starbucks Coffee w stylu Indonesia

Wizyta w super ekstra salonie fryzjerskim...
                                                                 Meble chyba po babci...


A tu parking w  centrum handlowym, gdzie wszyscy wszystkich zastawiają, po czym pracownicy centrum przepychają sobie samochody z miejsca na miejsce...

A tak na koniec - co do prawa jazdy (samochód + motor), to tu w Dżakarcie można je bez problemu kupić za 700.000Rp, czyli za około 60 dolarów amerykańskich...

***


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz