***
Czas nadrobić zaległości w pisaniu bloga. Przerwa spowodowana była sporymi zmianami, które w ostatnim czasie przechodziłem, przede wszystkim zmiana pracy i miejsca zamieszkania. Po miesiącu życia w Dżakarcie stwierdziłem, że to miasto nie jest dla mnie - zbyt wielkie, masakrycznie zanieczyszczone i wiecznie zakorkowane. Ale o przeprowadzce i okresie na walizkach opowiem w nastepnym poście . Ten wpis poświęcam ostatnim dwóm tygodniom spędzonym w stolicy Indonezji.
***
Jeden z moich miejscowych ziomków- mieszkający w Dżakarcie, ale pochodzący z wyspy Sulawesi na północy kraju, zadzwonił do mnie nagle pewnego dnia z informacją, że musi opuścić Dżakartę na kilka miesięcy i wrócić w swoje rodzinne strony - Dlaczego? Mafia kokosowa grasuje w jego wiosce i do tej pory ukradli mu kilkaset kilogramów kokosów...
P.S. Obecnie sprawa jest zgłoszona na policji, a mafia kokosowa nieuchwytna.
Poniżej jedna z kilkunastu odmian bananów występujących w Indonezji
To chyba drzewko bonsai, ale nie dam sobie ręki uciąć
***
W trzeci weekend mojego pobytu w stolicy odwiedził mnie kumpel z Surabaji - Adit. Prawie 9 miesięcy minęło od mojego powrotu z Indoneji do Polski i tyle czasu też się nie widzieliśmy.
Jeden z lokalnych smakołyków - sate, czyli grilowana wołowina polewana słodko-ostrym sosem orzechowym.
Indonezyjczycy zawsze mają w zwyczaju wręczać sobie tzw. oleh-oleh, czyli suweniry. Te poniżej dostałem od Adita. W środku słoik z sambel, czyli mieszanka ostrych przypraw, która dodawana jest niemal do wszystkiego. A po bokach - krupuki - indonezyjskie chrupki ^^
***
Następnego dnia zapoznałem Adita z Sylwią i razem ruszyliśmy na zwiedzanie starego miasta w Dżakarcie...
Telefony za darmo! Wystarczy tylko zapłacic 5000Rp. i podjąć trzy próby postawienia butelki do pionu za pomocą patyczka i zawieszonej na nim linki...
Ja za te 5000Rp. dostałem chyba z dwadzieścia prób, bo oczywiście taki biały Mister robiący coś dziwnego w środku miasta musi napędzać klienterię.. Mimo wszystko zadanie mnie przerosło, zresztą nie tylko mnie ;)
Krojenie lodów domowej produkcji...
...Ja się nie odważyłem ;)
A tu mały wywiadzik ze studentami, na których pytania czytane z kartki nie potrafiłem odpowiedzieć, dopóki sam ich nie przeczytałem ..
No i oczywiście "foto, foto Mister", które to słowa powtarzane słyszeliśmy co chwilę. Nawet do Sylwii zwracano sie per Mister..
Zakup obuwia ;)
Piknik
A tu już koncert "Java Jazz Festival" na który to dostaliśmy darmowe bilety. Poniżej największe gwiazdy wieczoru:
Durian - owoc, którego trzeba spróbować przynajmniej raz. Bardzo charakterystyczny owoc pokryty kolcami o nieprzyjemnym zapachu a jednocześnie baaardzo drogi. Indonezyjczycy go ubóstwiają, obcokrajowcy - niekoniecznie.
Kadra Interu Mediolan na zgrupowaniu w Dżakarcie... ;)
... oczywiście nic im nie wspominałem, że wolę AC Milan.
Takie tradycyjne bryczki śmigają po ulicach Dżakarty
Broń batmana i inne niebezpieczne przyrządy można zakupić na ulicznym straganie
"Wielofunkcyjny sprzęt przewozowy"
Chciałem wykorzystać fakt pobytu w Dżakarcie i odwiedzić kościół chrześcijański, których nie można było znaleźć w miejscu, w którym spędziłem swój poprzedni czas w Indonezji. Tam niemal 100% populacji to muzułmanie.
Niestety zaspałem na mszę angielską w kościele katolickim, tak więc po południu wraz ze swoim współlokatorem pojechaliśmy na mszę w języku indonezyjsku w kościele protestanckim, która jak się później okazało trwała... 2,5 godziny... Gdyby nie to, że śpiewano dużo pozytywnie brzmiących piosenek, przy których ludzie klaskali i bujali się w jej rytm, to zapewne bym zasnął.
Nie wiem jak w Europie wyglądają msze protestanckie, ale tu klimacik był bardzo pozytywny...
... a poprawiał go też zgromadzonym pastor, ktory w swoim kazaniu co rusz rzucał żarcikami, sam zginając się przy tym ze śmiechu. Ja niestety dowcipów tych nie rozumiałem...
Poniżej moi współlokatorzy i ostatnia "impreza" przy małym piwie 4,9% alk (zawsze coś)
***
Kolejnego dnia wybrałem się do polskiej ambasady, w celu dopytania o kilka spraw związanych z moją wizą. Przedstawiciel - Pan Maciej Duszyński okazał się bardzo przyjaznym gościem i na koniec poinformował mnie o debacie na temat sytuacji na Ukrainie, która odbywała się tego samego dnia. Tak więc zebrałem manatki i bezpośrednio udałem się do wskazanego przezeń miejsca.
Budynki robią wrażenie...
I niech mnie jeszcze raz ktoś w Polsce zapyta czy ja tam w Indonezji to mieszkam w szałasie .. :P
W żadnej europejskiej stolicy nie ma tylu wysokich i nowoczesnych biurowców, co w Dżakarcie.
W debacie wypowiadali się przedstawiciele ambasad: ukraińskiej, polskiej, amerykańskiej, wysłannik UE i przedstawiciel indonezyjski.
Wszystko było w porządku do momentu, kiedy to już wszyscy wstali zbierając się do wyjścia, a tu nagle z tłumu wyłonił się niezadowolony z powodu braku otrzymania zaproszenia - Ambasador Rosji...
***
Starbucks Coffee w stylu Indonesia
Wizyta w super ekstra salonie fryzjerskim...
Meble chyba po babci...
A tu parking w centrum handlowym, gdzie wszyscy wszystkich zastawiają, po czym pracownicy centrum przepychają sobie samochody z miejsca na miejsce...
A tak na koniec - co do prawa jazdy (samochód + motor), to tu w Dżakarcie można je bez problemu kupić za 700.000Rp, czyli za około 60 dolarów amerykańskich...
***
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz