Indonesia-Globetrotter

poniedziałek, 1 lutego 2016

Ruszamy w świat! Czyli polski trip świąteczno-sylwestrowy, cz. 2



***

Kontynuacja wpisu: http://indonesia-globetrotter.blogspot.co.id/2016/01/ruszamy-w-swiat-czyli-polski-trip.html

Część 2: Święta na wyspie Sumbawa

Podróż z Lombok na wyspę Sumbawa przy zachodzącym słońcu




Po ciężkim dniu w podróży, późno w nocy dotarliśmy do miasta, które nazywa się Sumbawa Besar. Odebrał nas Johny, u którego spędzimy kolejny tydzień. Johny to kolega Łukasza (dużego). Podróżowali razem pół roku wcześniej.

Johny mieszka z rodziną (żona i dwójka dzieci), kaczką (tak, tak - bardzo często tu przesiaduje!), kilkoma kurami i pięcioma kotami!


To jeden z nich. Nazwaliśmy go rudy! Nie pytajcie dlaczego


Pisałem na 3 lata temu na poprzednim blogu (www.asia-globetrotter.blogspot.com), że tutejsze koty albo nie mają ogona, albo mają go pół.. Nie - nikt im ich nie obcina. Genetyka.

Johny z rodzinką mieszkają bardzo skromnie i nie do końca przywiązują uwagę do czystości i schludnego wyglądu. O ile nie przeszkadzało nam spanie na wyeksploatowanych materacach, czy kąpiel w niewykończonej łazience z glonami w zbiorniku wodnym, to z kupami kaczki na korytarzu czy kotami "kradnącymi" jedzenie z talerzy na kuchennym stole musieliśmy się przemóc. 



Monika z synem Johnego o imieniu Achlam. 
Przez długi czas nie mogłem zapamiętać jego imienia i nazywałem go Nachlam. 
Więc niech tak już zostanie. 

Ot i Johny! Zawsze pozytywny, pomocny i uśmiechnięty!


A tu żona (w ciąży) z dwójką dzieci



Jedna z naszych dwóch sypialni 

Korytarz - wtedy jeszcze nie wiedziałem, że kury i kaczka zrobiły sobie z niego toaletę.

Łukasz też nie .. 

Centrum dowodzenia. Johny jest tzw. HUB-em i od niego z domu dostarczana jest telewizja satelitarna dla całego sąsiedztwa!

Jeden domków na osiedlu

I okolica 


Johny jest członkiem i jednym z założycieli stowarzyszenia, które nazywa się Adventurous Sumbawa (Rządna przygód Sumbawa), które powstało z inicjatywy mieszkańców na znak sprzeciwku przeciwko rządowi, który nie wspiera rozwoju turystyki na wyspie. 
Pompowane są potężne pieniądze na Bali, Jawie czy Lombok, a takie wyspy jak Sumbawa są zaniedbywane. Dlatego też członkowie ów organizacji sami odkrywają, przemierzają dżunglę i wyznaczają ścieżki do  nowo odkrytych miejsc. 
W ten oto sposób odkryli (jeszcze nie potwierdzone oficjalnie) najwyższy wodospad Indonezji - Sebra, który mieści się w zachodniej części wyspy.

Do jednego z odkrytych przez nich miejsc pojechaliśmy kolejnego dnia ..


***

Udaliśmy się do wioski o nazwie Batu Tering


Wzięliśmy Nachlama do samochodu, który był świeżo po obiedzie. Zakrętów było dosyć sporo po drodze ..

W momencie zrobienia tej fotki tak słodko sobie spał. A mina Łukasza, hmm.. jakby coś przeczuwał ^^
Chwilę później Nachlam zaczął zwracać obiad. Zanim zdąrzyłem się zatrzymać, to większość już wylądowała na koszulce i spodenkach Łukasza, który nie wziął ze sobą nic na zmianę.


No cóż .. spodenki do pływania ja mu pożyczyłem, a sweterek gdzieś tam znalazł. Mistrzowska kombinacja! ^^

Dotarliśmy do wioski


Gdzie z uwagi na deszcz mieliśmy przymusowy postój.
Na początku Nachlam zamknął się w sobie i nie odzywał, najwidoczniej zawstydził się. Ale na zdjęciu poniżej już mu przeszło i chlapał Łukasza deszczówką. A może chciał się po prostu zrehabilitować i umyć go, po tym co zrobił ^^

A tu lokalny papieros, czyli tytoń skręcony w cienki kawałek kory drzewa. Strasznie mocny. Nie zaciąga się, jak w przypadku cygara, bo grozi zakrztuszeniem .. 

O właśnie tak!




Jak tylko deszcz przestał padać, ruszyliśmy dalej w drogę. Tym razem przesiadając się na skuterki. Taką trasą, muszę przyznać, jeszcze nigdy nie jechałem!
Była wyboista - kamień na kamieniu, śliska, pod górkę i z górki.
Swoim motocyklem nie zaryzykowałbym tu wjechać.
Czasami pasażerowie musieli schodzić, bo motocykle najzwyczajniej w świecie nie dawały rady.

Monika na czwartego!

Mniej więcej w połowie trasy zatrzymał nas Pan..

Nie wiedzieliśmy, czy ma pokojowe zamiary ..

Okazał się on szefem rolników, którzy zasiewali ryż na polu nieopodal.
Zaprosił nas, żebyśmy zobaczyli




Ot i rolnicy



Instrukcja obsługi "włóczni" od szefa

I do roboty białasy! 

Chyba dobrze mi poszło, bo szef szefów zdecydował się przekazać mi swoją maczetę^^

Ktoś podskoczy?! ^^



Ostatnie grupowe zdjęcia





:D ;) 


I ruszamy dalej w trasę!


Docieramy do megalitycznych grobowców.
Zostały one odkryte stosunkowo niedawno a dokładna data powstania ciągle jest badana, choć już teraz mówi się, że są one starsze niż 4000 lat!
Czyli czasy Mezopotamii i starożytnego Egiptu, a przed założeniem Rzymu czy Grecji.







Poniżej wykute na grobowcach postacie ludzkie. Ewidentnie ludzkie..


Ale co powiecie na te poniżej?

Co to za postacie? (I Kto zbudował piramidy tak przy okazji?)
Można spekulować.. Jedni twierdzą, że mogą to być obcy, inni że są to zniekształcone twarze ludzkie, mające za zadanie odstraszyć potencjalnych intruzów. 
Osobiście podchodzę do tematu sceptycznie ale zostawiam to Waszej ocenie ;) 




Wpisaliśmy się na magiczną listę! Przed nami było tu tylko 6 białych (troje z Czech, dwójka z Portugalii i jeden z Kanady lub Australii, już nie pamiętam) 
Plus nasza szóstka, co po prostym rozrachunku oznacza, że obecnie Polacy tworzą najliczniejszą grupę obcokrajowców, ktrórzy odwiedzili to miejsce ^^



***

Kolejny punkt wycieczki to jaskinia nietoperzy ..


Nie mam zdjęć ze środka bo było zupełnie ciemno (mieliśmy tylko latarki), ale nawet jeśli mógłbym zrobić zdjęcie, to nie wiem czy zaryzykowałbym wychylić chociażby rękę...
To co tam przeżyłem to była scena jak z horroru. Autentycznie. Tysiące, setki tysięcy, (miliony?) nietoperzy wydawające z siebie przeraźliwy dźwięk plus trzepot ich skrzydeł (często nad naszymi głowami) sprawiał, że praktycznie nic nie mówiliśmy obserwując tylko miejsca, gdzie padało światło latarki. Te stworzenia oblepiały ściany wysokiej na kilkadziesiąt metrów jaskini, warstwami siedząc jeden na drugim. 
Nie sposób nie wspomnieć o odrażającym odorze, który nietoperzom towarzyszył. Przy wyjściu z jaskini prawie wymiotowałem ;)





Tak wygląda skała z jaskinią z daleka.
Jak się dobrze przyjrzycie ..



To zobaczycie kokony? pszczół.


A tak się Łuki upaćkał w jaskini ^^



Po drodze odwiedzamy jeszcze kanion rzeczny i wracamy do domu.





***

A dziś mamy ... wigilię! 
Więc wybraliśmy się wspólnie na miejscowy bazar, aby zakupić produkty, które choć w niewielkim stopniu przybliżą nam atmosferę polskich świąt.




Chilli? 
Nieee. Nie tym razem ;)




Coś Monikę ucięło. A takie ładne zdjęcie miało być ;)




Tu już nasza "osiedlowa" ekipa. 

Prawda, że mocna? ^^

Zakupiliśmy grzyby na pierogi, ziemniaki oraz mąkę na pierogi ruskie, placki ziemniaczane i cebulę.
Coś tam jeszcze, ale to nie ja dowodziłem w kuchni. 
Odpowiadałem za wałkowanie ciasta butelką ..

Ot i ekipa w akcji!





Efekt ?
Różne style klejenia. Ewidentnie widać, które sztuki skleiły dziewczyny, a które Łukasz (bez urazy dziewczyny) ;) 


A w międzyczasie rozpadał się solidny deszcz (chociaż po cichu liczyłem na śnieg)!
Wtedy dach zaczął przeciekać i kapało na nasz materac. W kilku miejscach. Biegałem więc z wiaderkami, garnkami i co nawinęło mi się pod rękę, ratując co się da ^^

 A Johny w tym czasie wyskoczył z dziećmi na.. kąpiel. 

Ugotowali. Ubrali się. Wypachnili. Ustawili do zdjęcia.




Podzielili opłatkiem (tak, tak Asia przywiozła z Polski;) i zaczęli ucztę!




Dobrze, że Indonezyjczykom za bardzo nie smakowało (bez ryżu i chilli to nie jedzenie).
Więcej dla nas!

Spożywaliście kiedyś posiłek wigilijny siedząc na podłodze? ^^


Przywieźliśmy z Lombok spory zapas lokalnego wina, więc w miarę upływu czasu..

.. robiło sie weselej ;)





I Monika znalazła swojego mikołaja ^^
Było ich  więcej. Z jednym z nich Łukasz dobił targu.. Przehandlował Asię za 5 byków i 10 kozłów. Kaczka w gratisie ^^
 



P.S. A czy w wigilię w ogóle można spożywać trunki wyskokowe?
Oops :o 

***



2 komentarze: