Indonesia-Globetrotter

czwartek, 10 kwietnia 2014

Powrót do korzeni, czyli wizyta we wiosce Kawistolegi



***

            Krótko zwięźle i na temat, czyli odwiedziny we wiosce, w której to rok temu wszystko się zaczęło. To tu od początku lutego do końca czerwca 2013 roku odbywałem wolontariat europejski ucząc języka angielskiego w muzułmańskiej  szkole, w małej wiosce na końcu świata...


Tradycyjnie już z Lamongan, gdzie dojechałem autobusem, odebrał mnie Mas Najih - mój indonezyjski brat
Rok temu na kilka dni przed moim wylotem do Polski uczestniczyłem w weselu  Najih'ego. Jak się sprawy mają teraz? Za trzy miesiące zostanie tatą ;)

          We wiosce, jak to we wiosce - gorąco, a życie płynie powoli. Poza tym, że budują minaret (wieżę do meczetu), to nic się nie zmieniło. Ale właśnie to mi się tu podoba - ten swojski, beztroski klimat. Tym razem nie było banerów czy ceremoni otwarcia na moje powitanie, ale dzieciaki już z daleka krzyczały: "Hello Mr Artur". Chyba do końca życia zapamiętają tego białego gościa, który to pewnego dnia odwiedził ich wioskę.
Część nauczycieli była powiadomiona o moim przyjeżdzie, część była w kompletnym szoku widząc mnie tak nagle - ale bardzo pozytywnie! Moja indonezyjska rodzina, u której mieszkałem powitała mnie słowami: "W końcu wróciłeś do domu..."   

Nawet kawałek tortu z urodzin ich córki z dnia poprzedniego ostał sie dla mnie ;)


Specjalnie na tę okazję ubrałem koszulę z batiku, którą otrzymałem w prezencie od szkoły. Każdy nauczyciel ma identyczną, ale ubierają je we wtorki i czwartki. Ja przyodziałem ją przy poniedziałku bo zapomniałem o tej regule.. 


Pamiętacie tego gościa ? Mr Bidzik of course! Na sam jego widok pojawia mi się uśmiech na twarzy.. on, jego pytania i historie z kosmosu...

Rujak Timur - jedno z niewielu dań, które mi nie podchodzi. A jakie ostre ...
Bidzikowi nie przeszkadzało - wcinał aż mu sie uszy trzęsły i pot po czole spływał ;)


Efekty mojego poprzedniego pobytu? Jestem na kilku zdjęciach w kalendarzu na 2014 rok. Oczywiście nie mogło się obyć bez błędów w imieniu, już nie wspomnając o braku "Ł" w nazwisku ^^



Moi uczniowie :)

Tak to przeważnie wygląda kiedy przechodzę obok szkoły... jedno woła drugiego i po chwili już wszyscy wiedzą, że Mr Artur idzie ^^

Szkolna kantyna <3

"Narada nauczycielska" - trochę mniej oficjalnie
Od lewej: Pak Anwar, Pak Artur, Pak Rozikin, Pak Nuriono ^^


No i oczywiście nie mogło zabraknąć stałego puktu programu - wędkowanie!

Pak Bidzik w akcji!

Chyba wypadłem z formy, bo ani jednej ryby nie udało mi się złowić! Ale reszta też nie zaskakiwała, dlatego też trzeba było zarzucić sieć...

między innymi takie oto stworzenia  się wplątały...

Dla hodowców rybek akwariowych są one powszechnie znane jako glonojady.

Tu nazywają je: "Monster fish" (ryba potwór) i mówią, że nie są jadalne, bo zawierają truciznę...


Jedno z moich ulubionych dań - Bebek Goreng, czyli smażona kaczka z tempe ( zrobione z fasoli sojowej), warzywa, no i ryż, który wcina się tu 3 razy dziennie ..


Jeszcze nie tęsknię za ziemniakami, ale ten czas na pewno nadejdzie.. ;)


***


2 komentarze:

  1. z całym szacunkiem Arturo co tak mało opisu z Lamongan !

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze mówiąc - przed przyjazdem do Lamongan dostałem poparzenia słonecznego i większość czasu byłem zamknięty w pokoju unikając słońca... :/ Więc.. nie było co opiywać ^^

    OdpowiedzUsuń