Indonesia-Globetrotter

sobota, 13 lutego 2016

Ruszamy w świat! Czyli polski trip świąteczno-sylwestrowy, cz. 3



***

Sumbawa okazała się tak ciekawa, dzika i fascynująca, że z jednego posta, jaki pierwotnie miałem jej przeznaczyć, wyjdą mi trzy ^^

A więc ...

Pierwszego dnia świąt mieliśmy wyruszyć na popularną wyspę Moyo. Niestety świętowanie dnia poprzedniego dało nam się we znaki. Wstaliśmy zbyt późno i długo szukaliśmy telefonu Asi, który jak się później okazało był w... kieszeni Łukasza.


Na śniadanie zjedliśmy odgrzewane pierogi i aby nie spisywać dnia na straty, wyruszyliśmy na pobliską plażę.

Łukasz jeszcze przewiany po dniu poprzednim ;)

A dziewczyny tak suszyło, że nawet do zdjęcia nie mogły się od kokosa oderwać!

A ja sobie kontemplowałem z naturą, a co ^^

Mniej więcej 100-200 metrów od plaży, na zupełnym odludziu, stoi chatka. Mieszka w mniej ten o to osobnik

Nie mówi nawet po indonezyjsku, a i w lokalnym języku miał problemy z wymową. Może dlatego, że nie ma kontaktu z ludźmi?
Mimo wszystko wyglądał na szczęśliwego człowieka. na pewno też dlatego, że go odwiedziliśmy. 




Ciągle się uśmiechał i pokazywał swoje "trofea"  - przedmioty, które zapewne kolekcjonuje przez całe swoje życie.
Tu ubrał się w strój moro ^^

A od nas na święta dostał czapkę mikołaja ;)

Zasiedzieliśmy sie trochę u niego bo rozpadało się na dobre


Sposób w jaki odprowadza deszczówkę


Poniżej następny delikwent. Nazwaliśmy go "Speak Sumbawa" bo co chwila powtarzał te słowa ucząc nas miejscowego języka. Nie żebym go nie lubił, był śmieszny, ale też bardzo natrętny. 
Jest biednym rolnikiem, ale ma w domu atlas świata i o wszystkie miejsca, które z niego zapamiętał, pytał mnie czy w nich byłem. Zaczynając od Rio de Janeiro po Kair a kończąc na Tokio  i Nowej Zelandii^^
Moje odpowiedzi z upływem czasu ograniczały sie tylko do "Yes" i "No"
Aha i pytał się, czy znamy słynnego amerykańskiego aktora - Mario Dikapro ^^

Jaszczurka Toke

A Łuki ciągle dogorywał..



Padało i padało. Zdecydowaliśmy się w końcu wracać. Zmoknięci i brudni od błota dotarliśmy w końcu do samochodu.


Po drodze do domu Johny stwierdził, że pokaże nam krokodyla.
Zamknięty na podwórku gad, został złapany przez właściciela kilkanaście lat temu. Od tamtej pory mieszka sobie w sadzawce graniczącej z domem. Właściciel karmi go kurczakami, mięsem z krowy i .. psami.

***

Kolejnego dnia, już w pełni żywi wyruszyliśmy w końcu na wyspę Moyo.
Okazało się jednak (po ponad godzinie czekania), że żaden z rybaków nas nie zawiezie bo fale są zbyt wysokie..

Johny kazał nam jednak poczekać, więc czekaliśmy. W takim miejscu u wybrzeża..







W końcu zaoferowano nam inną wyspę - całkowicie bezludną, o nazwie Dangar. Wynegocjowaliśmy 700.000 rupii (200zł) ze wstępnego miliona. W cenę wchodziło jedzenie i powrót na drugi dzień.


Panowie rybacy pełna sielanka.
Złapali rybki i czilują nad brzegiem.

Pozwolili nam nawet wybrać coś z magicznego kufra 





I wrzucić na ruszt


Muszę przyznać, że rybki były bardzo smaczne 




W końcu późnym, popołudniem wypłynęliśmy.
Oto jeden z naszych kapitanów ^^

I jego majtkowie

Dobili do brzegu, no prawie, bo łódka na płyciznę już nie wpłynie.


Wyspa robiła wrażenie. Piękna, czysta plaża i żywego ducha na niej





Na środku stała tylko opuszczona mushola, czyli mały meczet.

Tylko po co, skoro wyspa jest nie zamieszkana?

My już wiemy po co. Mushola nas uratowała, ale o tym za chwilę.


Rozbijanie obozu




Prawie wszystko przygotowane, więc można pozwiedzać wyspę!

Nasze Indo-ziomki co rusz znajdowali nowe stworzenia w morzu.. 


Johny  z takim harpunem wybrał sie na polowanie ryb 

Kiedy reszta obalała uschniętą palmę 



I zbierała chrust na ognisko ^^



W garnku poniżej przywieźliśmy ugotowany ryż, który pozostawiony bez opieki, po dwóch godzinach oblazły mrówki. Mnóstwo mrówek.


Przez chwilę zastanawialiśmy się, jak je stamtąd ewakuować, ale okazała się to zbyt trudna i monotonna misja. Byliśmy tak głodni, że po podgrzaniu go ponownie zjedliśmy razem z mrówkami.

No i świeżymi rybkami prosto z morza.



Chyba nigdy w życiu nie widziałem tyle zachodów słońca, co podczas naszej wycieczki


Panowie byli przygotowani na wszystko. Nawet reflektory ze sobą zabrali


I matę, na której zasiedliśmy do wieczerzy


Jako, że na wyspie nie było żadnych wieczornych atrakcji, zaraz po kolacji położyliśmy się spać. Na macie. Oglądając wyłaniający się księżyc i pojawiające się na niebie gwiazdy


W tym czasie nasi Indonezyjscy przyjaciele wyruszyli ponownie w morze. Z harpunem. Twierdzili, że ryby są o tej porze śnięte, więc postanowli złapać coś na śniadanie. 

Ja bym się za Chiny nie odważył! 

W środku nocy zostaliśmy niestety wybudzeni przez deszcz. Schowanie się do namiotów nie miało sensu, bo nie były one wyposażone w przeciwdeszczowe tropiki.

I w tym momencie nasza mushola na środku wyspy przydała się idealnie!
Grzmiało i padał silny deszcz a nasi towarzysze podróży jeszcze długo nie wracali z morza. Odważni czy szaleni?



Mimo, że dach trochę przeciekał, to i tak mushola uratowała nam życie.

Chociaż zdawaliśmy sobie sprawę, że mogłoby być zupełnie odwrotnie, bo nie było na niej zainstalowanego piorunochronu. 



Poznajecie tę rybkę?

Johny złapał Nemo, więc spodziewajcie się drugiej części bajki. 
A tak poważnie - wypuścił ją po chwili do morza.




A to nasze śniadanie w przygotowaniu! Małże, ślimaki i takie tam.




Tu już przyprawione i gotowe do zjedzenia. Trochę ciągnące ale pyszne! Na ostro, oczywiście :)

Morze nam wyschło..

Do południa czekaliśmy aż nadejdzie przypływ


Jak tylko nadszedł, zaczęliśmy wypychać łódkę.
Chyba jednak trochę za wcześnie bo najprawdopodobniej uszkodziliśmy w niej coś.
Po wypłynieciu na wieksze fale zaczęła nam nabierać wodę i to całkiem szybko.
Nie mam żadnych zdjęć z tego momentu, ale min nie mieliśmy najweselszych.



Na szczęście załoga była na miejscu, jeden wiaderkiem a drugi rurkę odsysającą wodę podłączył i mogliśmy sie zrelaksować :)






 W drodze powrotnej zahaczyliśmy jeszcze o wyspę Moyo na snorkeling i muszę przyznać, że była tam najpiękniejsza rafa koralowa, jaką w życiu widziałem. 
Niestety nie dysponuję wieloma zdjęciami.

Wyspa Moyo znana jest również wśród celebrytów. Zaczęło się od Księżnej Diany, która spędziła tu swój miesiąc miodowy. Po niej wyspę odwiedzili m.in. Mick Jagger, David Beckham, Edvin van Der Sar czy Cristiano Ronaldo. 
 Resort, do którego trafiają celebryci znajduje się po drugiej stronie wyspy i jest pilnie strzeżony. Cena za dobę - ok. 15mln rupii (ok. 4 300zł)




Na brzeg dotarliśmy już pod wieczór. W samą porę na zachód słońca!




***

Dziś opuszczamy już naszą rodzinkę na Sumbawie i wyruszamy w kierunku powrotnym.


Śniadanie mistrzów: ryż, makaron i frytki 

Po co stejki :D

Pożegnalne zdjęcia 


I w drogę!




Po ok półtorej godziny jazdy docieramy na malutkiej wioski na zachodzie wyspy Sumbawa



Domki budowane są tu w charakterystyczny dla wyspy sposób - na palach.





My zatrzymujemy się na noc u siostry Johna, która żyje jeszcze skromniej niż on


Powyżej Izba główna, w której wszyscy (7 osób) mieliśmy się zmieścić na nocleg





Jednak jeszcze tego samego dnia przed snem wyruszamy na wyprawę życia. 
Chociaż wtedy nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać ..

O tym w kolejnym poście :)


***




2 komentarze: